20 czerwca krakowska publiczność będzie mogła uczestniczyć w premierze filmu dokumentalnego Krzysztofa Rogulskiego „Stanisław Lenartowicz – Wędrowiec z Wilna”. Po projekcji organizatorzy zapraszają na spotkanie z autorami książki „Stanisław Lenartowicz – twórca osobny”. Prapremiera dokumentu odbyła się we Wrocławiu w kinie DCF. Rogulski kreśli w nim filmowy portret reżysera i scenarzysty, jednego z twórców polskiej szkoły filmowej, autora m. in. takich tytułów jak „Zimowy zmierzch”, „Pigułki dla Aurelii”, „Giuseppe w Warszawie” oraz „Czerwone i złote”. W premierze filmu wezmą udział m. in. reżyser Krzysztof Rogulski, współpracownicy i przyjaciele Stanisława Lenartowicza, rodzina. Producentem „Wędrowca” jest Studio Kronika Polska Kronika Filmowa z Warszawy, a koproducentem Odra-Film ze środków VI Dolnośląskiego Konkursu Filmowego.
„Jestem ciekaw świata i spraw ludzkich, a gdy wyruszamy za miedzę, owe rzeczy zyskują dystans w oglądzie. Zmieniamy się, poprawiamy lub zaczynamy czegoś lękać. Ale zawsze jest to szalenie interesująca przygoda. Wiem o tym dobrze, bo jestem wędrowcem aż z Wilna” – mówił Stanisław Lenartowicz w rozmowie z Magdą Podsiadły.
W kolejności biografii – Stanisław Lenartowicz był żołnierzem wileńskiej AK, więźniem sowieckich łagrów, studentem warszawskiej i wrocławskiej polonistyki, a następnie Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi. Studia na obu kierunkach ukończył z dyplomami. Reżyser i scenarzysta filmowy, który mimo ideologicznego nacisku nigdy nie wstąpił ani do ZMP, ani do PZPR. Prawie całe życie spędził we Wrocławiu. Większość filmów (15 fabularnych i 8 telewizyjnych) zrealizował we wrocławskiej Wytwórni Filmów Fabularnych.
Samodzielny fabularny debiut Lenartowicza z roku 1956 – (wcześniej była jedna nowela w nowelowym filmie „Trzy starty”) – „Zimowy zmierzch” według scenariusza innego wileńszczanina, Tadeusza Konwickiego, wzbudził furię ówczesnego „cara” polskiej kinematografii – Aleksandra Forda. Pęd i energia twórcza 35-letniego reżysera zderzyły się z wymogiem „jedynie słusznej” socrealistycznej narracji. Film Krzysztofa Rogulskiego szeroko opisuje historię kolaudacji, a następnie recepcji „Zimowego zmierzchu”. Świadkowie tych wydarzeń wypowiadający się w dokumencie wskazują, że „awantura” w związku z przyjęciem „Zimowego zmierzchu” położyła się cieniem na całej karierze filmowej Lenartowicza.
Lenartowicz udawał, że nic się nie stało, ale przeżył niezwykle głęboko to rozczarowanie artystyczne i osobiste. Był przecież człowiekiem hardym i prostolinijnym. Nie miał w sobie nic z lawiranta ani konformisty. Do końca życia pozostał, według Sylwestra Chęcińskiego, „upartym Żmudzinem”, wiernym swoim przekonaniom.
„Zimowy zmierzch” drażnił wielu kolegów i krytyków wyrafinowaną formą, ekspresyjnym stylem zdjęć, celebrowaniem klimatu. Lenartowicz bronił w nim kina atmosfery, kina luźnej dramaturgii, kina niedopowiedzeń pozostawiającego widzowi dużo miejsca dla własnej interpretacji. Jego dwa późniejsze filmy okupacyjne, a zarazem sukcesy frekwencyjne – komedia „Giuseppe w Warszawie” i „Pigułki dla Aurelii”- oglądają się dzisiaj równie dobrze, a może jeszcze lepiej niż przed laty.
Rozmawiając z przyjaciółmi, rodziną i współpracownikami zmarłego reżysera, idąc jego śladami i rekonstruując „wewnętrzny pejzaż” artysty, realizatorzy filmu próbują odpowiedzieć na pytanie, na czym polegała jego „osobność”, o której tyle mówią aktorzy, realizatorzy, rodzina, ludzie, którzy go dobrze znali.